W najbliższą sobotę 7 października 2023 r. o godz. 19.00, w płockim Teatrze odbędzie się premiera „Lekkoducha” Jerzego Szaniawskiego w reż. Jana Tomaszewicza.
We Włoszech (w 1922 roku) Benito Mussolini dokonuje zamachu stanu znanego pod nazwą “marsz czarnych koszul” i zostaje premierem. Tak konstytuują się rządy faszystów. Chwilę wcześniej w Niemczech trzydziestoparoletni Adolf Hitler zostaje wodzem partii NSDAP, a chwilę później napisze swoje słynne dzieło “Mein Kampf”. W Polsce socjaliści biją się na ulicach z faszystami. Faszyści głoszą kuszące idee – chcą nowej rzeczywistości, silnego państwa, hierarchii i dyscypliny, liberalizmu ekonomicznego. Zaczynają pociągać za sobą coraz więcej ludzi. Co z tego docierało do Polski? Ile wiedział Szaniawski? Na pewno czuł, że coś wisi w powietrzu. I może o tym napisał sztukę?
W Lekkoduchu chodzi o Lekkoducha. – “Lekkoduch to tekst dedykowany Osterwie, więc ta postać głównego bohatera miała to, co miał Osterwa. Niezwykłą charyzmę, ale też nieprawdopodobny urok, jakąś magię. To jest tekst, który magię głównego bohatera łączy bardzo zabawną linią z refleksjami psychologicznymi – wszystko co się tam dzieje, walka o drzewa, ten cały przewrót jest przewrotem pomiędzy zabawą a serio. On jest jakby niesiony samą postacią i postawą głównego bohatera, bo główny bohater bynajmniej nie jest ideałem” – mówił Jadwiga Jakubowska-Opalińska. W filmie poświęconym sztukom Szaniawskiego “Nie wszystko się kończy z zapadnięciem kurtyny”, który nakręciliśmy w pandemii.
Byłby to chłopak, który wraca do swojego rodzinnego miasta po studiach. Może był tu źle traktowany. Może go prześladowali w szkole. Może miał kiepsko w domu. Może nikt nie rozumiał jego “inności”. Może zawsze trochę za bardzo się wyróżniał. Może trochę za bardzo zbliżył się do żony dyrektora szkoły. Może przeżył z nią płomienny romans, ale ona nie miała odwagi, żeby zmienić swoje życie? Może wyjechał urażony i złamany.
A później zobaczył inny świat. Zaczął żyć w dużym mieście. Poznał ludzi, którzy są tacy, jak on. I w ogóle się tam już nie wyróżniał. Wiódł niezłe życie. W końcu w zgodzie ze sobą. Bez konieczności wpisywania się w obowiązujący schemat. Bez strachu o brak akceptacji. Nikogo w gruncie rzeczy już nie obchodziło, co robi i z kim. Dlaczego wrócił?
Któregoś dnia kiełkuje w nim myśl, żeby jeszcze raz wrócić do tego miejsca, z którego wyrósł. Które dostarczyło mu dużo cierpienia, ale siedzi w nim jak zadra.